czwartek, 19 listopada 2015

jak dobrze

zwykle uważałam, że jestem pesymistką, że marudzę i jestem wredna. Na szczęście! Pewne spotkania weryfikują moje poglądy. Tym razem, okazało się, że jednak są poziomy egoizmu, chamstwa i prostactwa, których dotąd nie znałam, bo moi znajomi są na poziomie.


Naprawdę nie ma tego złego ;)

A taki zapasik pozwala mi odciąć się od dziwnych ludzi. Chociaż umówmy się, większość ludzi, których spotykam jest naprawdę super i mega :P

Ale trzeba uważać.

Z poniższego stosu teraz czytam Królów... chociaż zaczynam się stresować sobotnim Lublinem.

czwartek, 8 października 2015

SDM

Znowu jesień i znowu wzięło mnie na SDM, drugi dzień słucham, tylko w domu, muszę zgrać na odtwarzać. Uwielbiam... ileż to już lat. Ile wspomnień, ile wzruszeń, ile marzeń wiąże się z tymi piosenkami....

biec do końca potem odpoczniesz

Muszę się zebrać. Tyle mam do opisania, tyle do wykrzyczenia, wyszeptania, tak mało czasu...

sobota, 5 września 2015

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Dzień za dniem

Już dwa razy śniła mi się konferencja.

Pierwszy raz, flirtowałam z przesłodkim facetem, a tu wołają mnie, ja idę na salę i uświadamiam sobie, że mam gadać przez 15 minut a mam tylko jedno zdanie.
Drugi sen - jechałam na konferencję. Zestresowana.


Efekt? Jedno zdanie - nie napisane - bynajmniej - w głowie. Pewnie poleci...
a co mam poradzić na to, że pogoda jest taka senna i usypiam, nawet po dwóch kawach - a jedna w pół litrowym kubasie.

Idę po kolejną, bo umrę...

piątek, 7 sierpnia 2015

mówią...



mówią, że jak się rozumie i wie, to boli mniej...



... dupa lala, ja doskonale rozumiem proces powstawania zakwasów, a wcale nie boli przez to odrobinę mniej...


Sentencje Paula C. można se o kant rectum obić

środa, 29 lipca 2015

ważne

Jeśli intuicja mnie nie myli to będzie to najważniejsza książka lipca



będzie ciężko - bo temat trudny, ale wszystko co dobre jest ciężkie.

Oprócz lodów pistacjowych :P

poniedziałek, 15 czerwca 2015

kto, co, zdążył, a czego nie

W ubiegłym tygodniu przez Polskę przetoczyła się debata o kampanii promującej macierzyństwo. Atrakcyjna kobieta sukcesu, żałuje że nie zdążyła urodzić dziecka.

Każdy czegoś nie zdążył zrobić i każdy czegoś żałuje. Oczywiście żadna matka, żaden rodzic nie powie, że żałuje że mają dziecko, nie wiem, może takie uczucie jest niemożliwie... nie wiem. Każdy w pewnym momencie żałuje jakiegoś swojego wyboru, gdyby, coby było gdyby. Często wydaje się, że nasz najlepszy wybór, spełnienie marzenia, okazuje się pomyłką... czasami myślę czy można mówić o wyborach, skoro decyzję podejmujemy mając tyle niewiadomych, każdy wybór jest de facto, ruletką... ile razy to co uważaliśmy za porażkę przynosi, wielkie i pozytywne WOW, mówimy wtedy: nie ma tego złego... albo aż tak nie sięgamy w dal w myśleniu przyczynowo-skutkowym.

Na pewno kampania będzie bardzo skuteczna, "urodź dziecko, bo może akurat, będziesz żałowała, że tego nie zrobiłaś", już lecę brać się do roboty.

Ja tam nie bronię nikomu posiadać potomstwa, ale głupim ludziom powinno się zakazać. Tylko zazwyczaj mądrzy ludzie, kminią, myślą, że będą złymi rodzicami, w efekcie dobre geny obumierają, a chodzące bezmózgi mają tych dzieci multum. I jaka jest przyszłość przed tą ludzkością? Smutna.

Pogoda jest jakaś przygnębiająca, mam naprawdę czarnowidzący okres... albo po prostu za dużo głupoty ludzkiej dookoła mnie. Bynajmniej nie mam się za wcielenie Einsteina, ale niektórzy przeginają, chociaż... podsumowaniem niech będzie poniższy obrazek


czwartek, 4 czerwca 2015

czerwcowo

Zjadłam truskawki, zachwyciłam się słońcem, spaliłam sobie nogi - to już tradycja. A ciągle jest nijak.
Przerwa w kontaktach z ludźmi - dobrze mi zrobi. Wezmę sobie rower, pojadę gdzieś, audiobook, może po prostu muzyka, czasami trzeba, dla relaksu.

Niebo takie błękitne, na ogrodzie tak cicho, a trawa pod bosymi stopami taka miękka, truskawki takie twarde, takie ciepłe od słońca i pachnące.
Tak dużo książek, a tak mało czasu.

Tak dużo ludzi, a jeszcze więcej zawodów... życie.
Znowu muszę odpalić fazę aspołeczną, odciąć się i nabrać dystansu. Zapomnieć, że może być miło, bo i tak jest jakieś ale.


czwartek, 7 maja 2015

stoicko

"...wszystko co widzisz, wnet ulega zmianie i wnet zniknie. I zawsze miej w pamięci, ilu już zmian sam byleś świadkiem. Świat - to zmiana, życie - to wyobrażenie."


M. Aureliusz - "Rozmyślania"

Muszę chyba wrócić do tej książki. Potrzebuję czegoś stoickiego.


Z drugiej strony - na wsi są pewne rzeczy niezmienne. Jak to, że od Stanisława można już siać ogórki. Wcześniej moja Mama, chyba by mnie trzonkiem od motyki zaciukała.

Jak sobie myślę o tym co było rok temu... Smutno... trochę... zresztą, ja po prostu za bardzo żyję historią...

Otóż od 4 maja rozważam rocznicę matury mojej... i tak rozmyślam, jak Aureliusz, nie nad filozofią, ale nad sensem życia - więc prawie...

Zaś teraz myślę o rocznicy zakończenia wojny. 
Zazdroszczę ludziom, którzy nie obchodzą rocznic, lub ewentualnie rocznicę urodzin, ślubów, itp.
Ja obchodziłam 109 rocznicę śmierci Piotra Curie. Ludzie, to już jest nienormalne.
Nie wiem jakim cudem oszczędziłam Wam rocznicy ukończenia LO i podsumowania, wspaniałych trzech lat, przeżyć, radości i stresów.

Jeszcze zostały mi trzy maturalne rocznice... w poniedziałek miałam przemyślenia, ale tłumiłam... tzn. dobra miałam doła. Kupiłam trzy książki.

Potrzeba mi stoicyzmu!!

Jutro i pojutrze będzie ciąg dalszy rozmyślań około II-go światowych. W domu już mają dosyć.

środa, 29 kwietnia 2015

:]




Więc niech mię prędko chmury czarnemi
Porywa wicher nicości,
Bo już przekląłem wszystko na ziemi,
Wszystko — w aniele przeszłości.
Tam, gdzie tłum ludzi huczy, ucieka
I falą powraca ciemną,
Nic mię nie żegna, nic mię nie czeka,
Nic za mną! i nic przede mną!
J. Słowacki

Był sobie kiedyś Anteusz, lub Antajos, syn Posejdona i Gai. Był praktycznie niepokonany, gdyż dotknięcie ziemi przywracało mu siły. Tak jak Dalila znalazła sposób na Samsona, tak Herakles znalazł sposób na Anteusza podniósł go wysoko, aby nie miał dostępu do regeneracji swoich sił.

I ja jestem jak mityczny Anteusz, nie jestem nadludzko silna, ale widok zachodzącego słońca, wietrzyk niosący zapach ziemi, mojej ziemi, szmarag trawy usłanej płateczkami kwiatów opadłych z drzew, sprawia że tu się regeneruję. To jest mój Eden, moje Lorien i Valinor. W jednym. A moje wspaniałe kwitnące czereśniowe drzewko jest mi milsze niż Telperion.

Nawet w całej mojej melancholii znajduję tam ukojenie.

Klara też znajduje tu spokój:



wtorek, 28 kwietnia 2015

bez tytułu bo tak

Dziś tak mi smutno, po prostu smutno i źle.

A było tak pięknie. Jedna rozmowa, jedno zdanie i bach! Zepsuło się

A od kilku dni mój świat zielony, pachnący, piękny i zaczytany. Ale nie...  dlaczego najbliżsi rozumieją najmniej?

A może to ja nadaję szyfrem?

Tak pięknie było do dziś







Miałam Wam opowiedzieć bajkę o mnie i moim pięknym Podkarpaciu, ale dziś nie mam słów, ochoty, siły, ani niczego.

Smutno

czwartek, 23 kwietnia 2015

Światowy Dzień Książki

W dniu dzisiejszym nie kupiłam żadnej książki. Mało czytałam. Cały czas chałturzyłam.
Teraz olewam chałturę i idę do Martina, w końcu dzień zobowiązuje. Tyrać będę jutro i pojutrze i...

Coś pękło, ale to pewnie i tak za mało, żeby przemówiło do mojego głupiego i pustego łba


piątek, 3 kwietnia 2015

zostanie kamień z napisem

Nie czuję tych świąt, nie przez pogodę... o nie. Wielkanoc to święto nadziei, tryumfu... a ja ani nadziei, ani tryumfu nie czuję... czuję przemijanie, bezsens ludzkiej egzystencji...

Przypomina mi się Boże Narodzenie i chwila, gdy dowiedziałam się, że kolega zaginął, a później - że nie żyje. A teraz? minęło parę miesięcy i co? Co zostało po świetnym, młodym, obiecującym chłopaku? Życie jego znajomych wróciło do punktu "przed", życie jego rodziców, pewnie nigdy nie będzie takie samo.

Nie łudzę się, życie człowieka jest jak trawa, ledwo muśnie go wiatr i już go nie ma, a miejsce gdzie był już go nie pamięta... Po co się trudzić, męczyć, szarpać...  Prędzej czy później:

zostanie kamień z napisem: 
tu leży taki, a taki

Nie zostaje po nas nic... czy uczyniliśmy coś z miłości... czy z nienawiści... czy Matejko jest mniej martwy bo zostawił tyle obrazów, które ktoś codziennie ogląda, niż bezimienny zmarły, na ogromnym cmentarzu bezimiennych grobów?

Pocieszamy się wielkimi słowami, obietnicą wspaniałego potem. Ludzka natura i naturalny strach...

Nie mam ochoty na świętowanie, będę sobie pilnie pracowała. Ot co.


środa, 1 kwietnia 2015

kwiecień

W końcu spokój... radość codziennych chwil, kawa, rano, kot udeptujący każdy kawałek ciała, cisza ciemnej nocy.

Spokój. Bez nienawiści, zawiści. Bo jeżeli Polak ma lepiej, należy mu dopiec. Moją winą jest to, że lubię co robię, że pracuję bo lubię... bo lista zarzutów jest absurdalnie długa. A ja nauczyłam się zwracać uwagi na pretensje ludzi z kompleksami. Będących prostakami, którzy mogliby ilustrować to hasło w encyklopedii.


Wiem co chcę robić... ciągle boję się marzyć, ciągle czuję ból, pustkę, smutek. Czuję też miłość, czułość...


Może w końcu wszystko się ułoży?
Czas najwyższy.

mogę patrzeć na niebo, na chmury, bez wyrzutów sumienia... usypiam słuchając szumu deszczu i zawodzenia wiatru, bez myślenia, że oto uciekają cenne minuty snu. Bo mogę zdrzemnąć się za dnia... po spacerze, w trakcie pracy.

Cenię każdą chwilę... wiem już co to znaczy mieć ich tak mało.

Cenna lekcja... szkoda, że musiałam zobaczyć głupotę i małość innych... głupotę, nie niedouczenie, po prostu pustotę umysłową. Mózgową Pustynię Błędowską.

W sumie, to obserwowanie zezwierzęcenia ludzi, procesu odwrotnego do ewolucji... było interesujące.

niedziela, 22 marca 2015

hm

Puzzle wskoczyły na swoje miejsce, są pogrupowane, gotowe do składania.

W końcu alles klar, wiem czego chcę, wiem co chcę zrobić i jak, mój Promotor to akceptuje, inni kibicują.

Ta pewność, że będzie ciężko, bo będzie, jeszcze nie jeden raz w pudełko z ułożonymi puzzlami piźnie meteoryt, ale jeśli to spieprzę, to przez własną głupotę.

Lepiej Katarzyna, żebyś o tym pamiętała...



Czuję taką pewność i spokój, jak wtedy, gdy Klaruch śpi mi na piersi... jak niemowlę... jest harmonia, harmonia naukowa, o wiele lepsza niż sercowa, ta z powodu nieregularnej pracy tegoż, zbyt często bywała zachwiana...


Mam koncepcję, mam zamysł.


Tego się trzymamy.

wtorek, 10 marca 2015

alkoholizm

Gdy za parę lat, ktoś zapyta:
"Kiedy zaczął się Twój alkoholizm?" Odeślę go na tę stronę, do tego posta



Do tej pory znajomość z ustawami o VAT i CIT próbowałam kilkukrotnie nawiązać. Każdorazowo kończyło się to ciśnięciem z impetem ustawą o ziemię. Zwykle ustawa kilka razy, w ten sposób, sięgała bruku, następnie, gdy uznawałam, że mam tego dosyć, ofiarowywałam mym czcigodnym Rodzicom na podpałkę. 
Tym razem, nie dość, że biorę się do czytania, to jeszcze będę robić notatki i czytać komentarz(komentarze?). Pierwsze co zrobiłam to opróżniłam widoczny powyżej kieliszek... do dna butelki jeszcze trochę zostało...

Nie da się tego czytać na trzeźwo... mam nadzieję, że dzięki temu rubinowemu, szlachetnemu trunkowi wejdzie mi do głowy lepiej. Może dodatkowo powinnam - wzorem Zagłoby - jeszcze siemię zagryzać. 

wtorek, 3 marca 2015

fonetycznie obrzydliwie

Nie przebieram w słowach, zdarza mi się rzucić takim mięsem, że pracownik rzeźni może się wstydzić. Gdy trzeba posługuję się tak piękną polszczyzną, że prof. Miodek usiadłby z wrażenia.

Jako dziecko brzydkie słowo było tabu. W moim otoczeniu takich się nie używało. Mój Tata językowy purysta nie przeklina do dziś. W chwilach ogromnej ekscytacji użyje "niech to szlag". Nie przeklina przy kobietach i dzieciach i pilnuje innych.

Gdy byłam dzieckiem w TV słyszałam piękną klasyczną polszczyznę. Dziecko oglądało i uczyło się jak mówić.

Dziś, oglądam zapowiedź programu TOP Chef a tam Maciej Nowak, człowiek elokwentny, podobno świetny krytyk kulinarny, który słynie z tego, że posługuje się pięknym językiem. I ten elokwentny człowiek potrafi opisać potrawę tylko słowem: zajebiste, stacja zaś pokazuje to w zwiastunie. Czyli wulgaryzmy będą atutem tego programu?
Michel Moron(czy jak to się pisze), w Master chefie błyska dowcipem i luzem, pokazując, że nauczył się polskiego i znowu mamy to zajebiste.

Magda Gessler prezentuje całą gamę wulgaryzmów i to też jest ozdoba programu. Bo jest jak Gordon.

Ludzie co się dzieje??

Nie oszukuję się, ludzie tak mówią, sama tak mówią, ale dlaczego w telewizji muszę słuchać języka, który najczęściej słyszy się pod sklepem, z ust ludzie znieczulonych winem Le sny dzban.

Jak teraz ma się tłumaczyć dzieciom jak NIE należy mówić, skoro w TV jest to cool, super, luzackie?

Sama wstydzę się swoich wulgaryzmów, walczę z tym i do końca marca mam nadzieję przestać.

Dlaczego nad mediami nikt nie czuwa, dlaczego jedząc obiad jestem atakowana reklamą o palu który nie chce zapłonąć(godz. 15), a wieczorem słyszę masę przekleństw.

A 1z10 jedyna ostoja normalności, jest dziwactwem.


poniedziałek, 2 marca 2015

radzić sobie

Dziwny zwrot, radzić sobie... słowa mają moc, gdy w nie się wsłucha, odczytuje się ich znaczenie. Bo smutek można znosić, od znoju, albo radzić sobie. Dawać radę, raz lepiej, raz gorzej, ale radzenie sobie jest dynamiczne, znoszenie pokazuje bierność, jakbyśmy byli źdźbłem trawy zalanym wiosennym roztopem, nad naszą głową przetacza się wala, a gdy radzimy sobie jesteśmy jak ten  głaz bodzący morze - Reduta Ordona.

Chociaż zmienia się tylko słowo, w nastawieniu, w życiu - zmienia się wszystko. Ale samo wypowiedzenie słowa nie wystarczy. To nie słowo kreuje, w tym wypadku - tylko opisuje. Nie wierzę w mantry, w zaklinanie losu. Najpierw umysł musi zmienić nastawienie. Wtedy można walczyć, przestać znosić, a zacząć sobie radzić...

niedziela, 22 lutego 2015

o byciu wierzbą.

"Uczę się radośnie wypuszczać sprawy z rąk, mając świadomość, że człowiek nie może być wszystkim." - T Halik.

Jestem beznadziejnym uczniem. Ja nie umiem tego sobie przyswoić, najchętniej zamknęłabym ludzi których kocham w klatce, bezpiecznym pudełku obitym moją troską, aby nie spotkała ich żadna krzywda... Gdy to się nie udaje czuję, że zawiodłam... cierpię. Nie pomaga melisa, muzyka, wpatrywanie się w niebo i tam szukanie odpowiedzi, na retoryczne pytania. 

Nie umiem przyjmować do wiadomości, że coś jest niemożliwe... że coś przekracza moje kompetencje... nie jestem związana prawem, moje obowiązki i powinności nie są enumeratywne, narzuciłam sobie otwarty katalog, odrzuciłam koncepcję numerus clausus obowiązków. Przerasta mnie powiedzenie sobie to mnie przerasta, wiem że nic na to nie poradzę.

źródło

Jedynym novum, które powoli wprowadzam, to zaczerpnięta od Reginy Brett filozofia, mówiąca o tym, aby zastanowiła się, czy to co spędza mi sen z powiek, będzie tak samo ważna za rok. To pomaga nabrać dystansu, ale jeśli chodzi o mnie, nie dotyczy to osób które kocham, drogich dla mnie istot... W tym przypadku jestem bezradna, zwieszam smutnie witki jak płacząca wierzba, w niemym geście smutku i melancholii, ale staram się, jak tylko mogę stawiać opór wiatrom... 

niedziela, 1 lutego 2015

kwestia perspektywy

Rok temu było pięknie... biało. Szłam do sklepu w Lublinie, bo wolałam pójść na fazie, niż następnego dnia rano, gdy głowa waży tonę, a człowiek nie zasługuje na to miano. Byłam szczęśliwa, właśnie dostałam propozycję na napisanie referatu na międzynarodową konferencję. Z nieba leciały krupy śniegu, pomarańczowe światło latarni, odbijało się miliardami gwiazdek od chodnika, białego niepokalanego.
Przechodziłam przez kładkę, w dole śmigały auta. Czułam się lekko i wspaniale.
To był czas, gdy wyznacznikiem dobrego, lub złego humoru był jego uśmiech, słowo, zdanie, a zły komentarz wpędzał mnie w doła.

Gdy do tych błachych problemów przyłożyłam inne, zmalały. Wyglądają jak pudełka zapałek, przy kartonie po pralce. Zmieniła się perspektywa, zmieniła się miara...

Teraz zastanawiam się jak to możliwe, że tak długo wpływ na moje samopoczucie miał największy idiota świata i czy to nie sprawia przypadkiem, że powinnam zweryfikować zdanie o mojej własnej inteligencji.

Nie żałuję, ale wstyd mi za własną głupotę... za życie iluzją tak długo. Powiedzie - ludzka rzecz. O nie!!! Taka głupota może i jest normalna dla ludzi przeciętnych, nie wiem dlaczego akurat w ten przejaw normalności musiałam złapać się ja.


Polacy zdobyli brązowy medal w piłce ręcznej. Wg. Mamy byliby Mistrzami gdyby nie Katar.


Klara jest z nami równo dwa miesiące. Już oswojona, zadomowiona, tylko na polu jest niespotykanie ostrożna. Bury odwłok.

Nadal tęsknię i odczuwam ból straty...


Hadra w pracy przekracza wszelkie granice a ja ćwiczę cierpliwość.

Bo nie będzie miało to znaczenia, za miesiąc, rok...


czwartek, 29 stycznia 2015

głucho wszędzie

Tęsknota boli 
Tęsknota zabija mnie 
Tęsknota boli


Dwa miesiące i jeden dzień. Pustka, cisza, ogólne zniechęcenie. 

Świat nie rozpadł się na drobne części, czas płynie, ludzie są coraz głupsi, studenci i uczniowie leniwi. Programy w telewizji są gwałtem na gatunku homo sapiens sapiens. 

Świat się dalej kręci, robię głupie rzeczy, nie umiem ugryźć się w język wtedy kiedy trzeba(czasami), zaklnę - gdy nie powinnam. 

Nadal mam książki, papierowy azyl. Obok mnie jest inne futro, mądre, wielkie, spragnione miłości. 

Hadra jest hadrą... 

Śnieg pojawia się i znika, jak moje wolne dni, które biorę, a później przychodzę na zastępstwo, w efekcie wszystko co zaplanowałam jest rozgrzebane. A teraz zamiast odsypiać ciężki dzień(dużo głupot odwaliłam), będę czytać Miłoszewskiego, bo się wciągnęłam. 


Zbieranie książek jest moim lekiem na depresję, zobaczymy co będzie silniejsze, deprecha, czy fundamenty.

czwartek, 22 stycznia 2015

zonk

Mam w pracy TV, niestety tak się złożyło, że ktoś zalał czymś pilota, my się zorientowaliśmy, gdzieś po 2 miesiącach(bo ja np. TV nie oglądam). Ale ostatnio nie noszę do pracy lapka, zdarza mi się włączyć ten cud techniki. Jako leniwe stworzenie zwykle jak włączę jeden kanał to nie zrywam się co chwilę, tylko cały dzień roboczy jest na jednym kanale. Bo fascynacji BBC Entertiment(ile można oglądać najsłabsze ogniwo z bardzo inteligentnymi i ciętymi komentarzami?, później było TVN Style, teraz jest pora na Polsat Cafe(czy jakoś tak). Dzięki Super Niani dziękuję bogom ziemskim i podziemnym za brak wrzeszczącego potomstwa. Później leci program Trudne sprawy, WTF, ale pikuś to w porównaniu do produkcji Gwiazdy na dywaniku, widziałam chyba trzy odcinki i za każdym razem oczy mam wielkie jak sto złotych, a ręce i piersi opadają zgodnie jak w balecie synchronicznym.

Program ma formułę prostą i bliską każdej babci po 70 mieszkającej na wsi. Otóż dwie osoby - ha! dziś się przyłożyłam i posłuchałam, że ten facet to na pewno słynny Jacyków, a jak nazywa się babka dalej nie wiem, ale chyba nie chcę wiedzieć, biorąc pod uwagę jak ona się ubiera. Jak to mówią na wsi... w czymś takim wstyd gnój pójść rozrzucać. Bo, że Jacyków jest inny to n a w e t ja słyszałam. Ad rem, otóż ta para stoi i omawia ubiór gwiazd, które gdzieś tam się pokazały, a to w obiachowych włosach, a to w butach, które wyglądają jak kopyta krowy z Czarnobyla, ale wg. tych państwa są  c u d o w n e. 
U mnie coś takiego uprawiają właśnie babcie po 70, omawiają ubiór każdej osoby, która była w kościele, najwyraźniej Msza jest odpowiednikiem wyjścia celebrytów, substytutem wielkiej jakiejś gali, najwyraźniej są imprezy takie jak: rezurekcja, pasterka i Msza na cmentarzu -1-ego Listopada.

Zawsze uważałam to za stratę czasu i straszną popelinę, ale najwyraźniej ludzie, po pierwsze mają jakiś dziwny gust, lub co pewniejsze, ja jestem dziwna oraz mają tyle czasu, że nie szkoda im go na pierdoły typu: buty, torebka(czy tylko ja uważam, że sandały do płaszcza wyglądają jak kwiatek przy kożuchu?).

Serio ktoś to ogląda? Serio są ludzie dla których styl gwiazd jest wyznacznikiem? Czy ich życie skupia się na bieganiu po sklepach i kopiowaniu stylizacji?
Oglądam ten kanał dla cukiernika polskiego pochodzenia, który robi słodkie cuda. Jednak już nie wytrzymałam, wyłączyłam to w cholerę i wolałam gapić się za okno(za wiele nie widziałam bo padało).

Ciężko mi utożsamiać sę ze społeczeństwem, które poluje na takie programy, później leci bowiem jakieś show w którym kupka dziennikarzy komentuje jakieś dziwne rankingi, ja widziałam dwa, jednym były najgłośniejsze rozstania czy coś w ten deseń. Błagam!!

Nie czuję się lepsza od innych, bo i nie jest wielkim zaszczytem posiadanie IQ wyższego od ludzi pasjonujących się takimi produkcjami. O!! zapomniałam, po przyjściu do pracy zaraz, leci program o facecie, który ma 4 żony!!

Od kilku dni chodzę, uderzam głową w ścianę i zastanawiam się co z tym światem jest nie tak. 

Idę poczytać, bo otaczający mnie debilizm strasznie męczy...



czwartek, 15 stycznia 2015

ziarnko gorczycy

Zrobiłam się  zgorzkniała. Jestem wredna i złośliwa.  Nie wiem czy to początek roku, taki dziwny, niby dobry, a jednak, czy to po prostu mój charakter wreszcie osiąga wredną pełnię. 

Nawet nie znajduję ostatnio ukojenia w słowach, oglądam durne programy, słucham wielu ludzi i udaję, że ich słucham... bo ludzi których sprawy mnie obchodzą jest już tak niewiele. Garstka.  Większość osób jest mi tak doskonale obojętna, tak bardzo mi z ich powodu wszystko jedno. Już nawet  nie jest mi ich żal.
Kiedyś gdy spotykałam objaw doskonałej głupoty, byłam zaciekawiona, żałowałam ludzi dotkniętych taką okrutną przypadłością. Teraz najwyżej to wyśmieję, ale przeważnie mi wsjo radno.
O wiele bardziej przeżywam losy bohaterów fikcyjnych, albo prawdziwych, ale w książkach opisanych

Ludzie z którymi pracuję, obracam się wśród nich w większości mnie irytują, ale już lżej. Szkoda mi na nich sił i życia...

Nie poznaję siebie, aż tak złośliwa, gorzka, pyskata i obojętna. Nigdy tak nie było. Teraz jest i wszystko mi jedno, chociaż do blue monday jeszcze kilka dni...

I znowu przeklinam. Wytrzymałam 12 dni. Dzięki PeKaeSie

sobota, 3 stycznia 2015

mistyka

W moim domu pączków się nie robiło. Podobno Mama raz spróbowała i dżem Jej wyciekł, zasmrodziła się cała chaupa, pączki zjadły kury i biedny Tata(tuż po ślubie).
Mama się zraziła, pączków nie robiła.

Pączki robiła Babcia. Najleeeepsze i to nie tylko na tłusty czwartek, ale kiedy się zachciało. Np. Ja za każdym razem jak wracałam z kolonii prosiłam o zupę jarzynową(z zielonym groszkiem), placki ziemniaczane i pączki właśnie. Babcia zawsze robiła.

Ostatni raz zrobiła, jak z Siostrą i z Mamą wracałyśmy z pielgrzymki do Radomyśla. Babcia umarła i nie miał kto pączków zrobić. Mama stanowczo odmawiała. A takie domowe pączki, to nieporównywalnie lepsze od kupnych... 

Dziś pomimo zmęczenia, ciasto zagniotłam... dawno nie piekłam nic z taką radością.

Ciasto na pączki jest jedną z najwspanialszych rzeczy jakie znam, mieszanina zapachu wanilii, masła, świeżych jaj, spirytusu(żeby pączki nie piły tłuszczu), wysiłek włożony w zagniecienie ciasta.

I ta radość, że rośnie, pęcznieje, wypływa, syczy.

I odwieczny gest wykrawania pączków, jak u babci i pewnie jeszcze wcześniej. Mistyczne. 






Lubię piec, wszystko, ale ciasto na pączki jest wyjątkowe. Zarezerwowane dla rodziny, najbliższych.... pachnące... świeże.
Mniam!!



Nadal jestem zła, zgorzkniała... wredna, wiecznie wkurzona(hadra z pracy i nie tylko), ale robienie pączków wycisza i uspokaja. Na chwilę świat wraca na swój stary dobry tor. 



A wiecie po czym poznać, że się starzeję? Jak dzieckiem byłam, mogłam zjeść 11 pączków dla domowników przeznaczonych(zostawiałam trzy :P ) i jeszcze u Babci, a teraz - zjadłam trzy i czuję, że zaraz umrę. Starość...

czwartek, 1 stycznia 2015

żegnaj - czternastko

świat jest bajkowy, ale najwyżej z wyglądu
Nareszcie - skończył się 2014. Rok, który pamiętać będę przez pryzmat wielkich strat.
Z trudem odnajduję jasne strony, chociaż przecież były. Wspaniałe... oglądam zdjęcia i słyszę mój śmiech, czuję moją radość, ale perlą się też łzy.







Po pierwsze - Mela, największa strata, rozpacz tego roku. Napisałam już o tym - nie chcę wracać, nie chcę znów szukać słów, bo znajdę łzy. Tak bardzo ją kochałam, ciągle ją kocham... ciągle czuję jej ciepło. Tak brakuje mi jej ciepła, ciężaru na moim brzuchu, nogach, gdy śpię. Taka miłość jest jedna. 
2014 zabrał mi moją miłość, wiarę, zabrał coś ważnego. Wbił w serce sopel lodu. Ten z bajki...
odpłynęła do Valinoru
odeszła do Krainy Cieni


Zaginięcie i śmierć kolegi ze studiów. Mocny akcent na koniec roku. Straszny żal, ból... Nie umiem tego zaakceptować, zrozumieć. Biała ściana... dezorientacja.  Ale i nauka... żeby nie rozstawać się z kimś w gniewie. Z P. rozstałam się z ciepłem, z uśmiechem, uściskiem... nie mam sobie nic do zarzucenia... nie chcę myśleć jak czułabym się, gdybym się z Nim pożarła... Nigdy nie wiemy, jakie będzie nasze ostatnie zdanie dla drugiego człowieka, do nas należy przypilnowanie, żeby nie było to nic, czego nie zdążymy odkręcić...



Do sierpnia byłam tylko doktorantką i nauczycielką... miałam mnóstwo czasu. W sierpni zaczęłam nową pracę, która daje mi nie tylko pieniądze, ale i sporo radości, chociaż stresuje i męczy, ale coś za coś.




szampan w pracy - sylwester

Mój cudowny urlop w Nałęczowie...kilka dni kijków, muzyki, przyrody i relaksu. Zrestartowałam się. Odpoczęłam... nasyciłam oczy. Moja dusza odpoczęła. Nawet planowałam, że teraz też się wybiorę, ale Nałęczów, chociaż piękny, w zimie nie daje zbyt wiele możliwości rozrywki w zimie... 


Wracam tam, na wiosnę : )
Wakacje, szaleństwo z Siostrą, przyjaciółmi, picie, tańce, szlajanie. Radość. Piękno mojej okolicy. 









Studia... ten rok oszczędził mi stresu hospitacji, zarówno praca, jak i studia dają mi masę satysfakcji, ale i stresu. Lublin, Stalowa, studenci, uczniowie, ogromne wyzwania, jeszcze większe radości.

po egzaminie i seminarium

słynna stresogenna konferencja - ja z zapaleniem oskrzeli

dary od uczniów

Lublin o świcie

konferencja

zapalone oskrzela


Powitałam Klarę... 


Nie wiem czy jeszcze umiem kochać....

Miałam w tym roku szczęście, ale może zbyt szczodrze rozdawałam czterolistne koniczyny, bo i sporo pecha wpadło.


Ten rok był rokiem wielkich wzruszeń, wspaniałych książek, ale książkowe podsumowanie pojawi się na blogu, jak do niego dojrzeję i znajdę czas. Dużo było tych książek, jeszcze więcej czeka mnie w 2015.

Wchodzę w ten rok nowa, gorsza, bardziej zamknięta, nieufna, zimna... obojętna. 


Rodzina, przyjaciele, zamknięte grono, bardzo elitarne. Oni mają prawo do mojego czasu i uwagi. Muszę ograniczyć empatię, przestać zajmować się całym światem... 

Mam nadzieję, że dla Was P.T. Gości Zielonego Domu, ten rok będzie dobry, lepszy niż czternasty....

z Klarą zaczynamy 2015 rok, gdzieś kole 18 - w końcu wyspane