niedziela, 22 lutego 2015

o byciu wierzbą.

"Uczę się radośnie wypuszczać sprawy z rąk, mając świadomość, że człowiek nie może być wszystkim." - T Halik.

Jestem beznadziejnym uczniem. Ja nie umiem tego sobie przyswoić, najchętniej zamknęłabym ludzi których kocham w klatce, bezpiecznym pudełku obitym moją troską, aby nie spotkała ich żadna krzywda... Gdy to się nie udaje czuję, że zawiodłam... cierpię. Nie pomaga melisa, muzyka, wpatrywanie się w niebo i tam szukanie odpowiedzi, na retoryczne pytania. 

Nie umiem przyjmować do wiadomości, że coś jest niemożliwe... że coś przekracza moje kompetencje... nie jestem związana prawem, moje obowiązki i powinności nie są enumeratywne, narzuciłam sobie otwarty katalog, odrzuciłam koncepcję numerus clausus obowiązków. Przerasta mnie powiedzenie sobie to mnie przerasta, wiem że nic na to nie poradzę.

źródło

Jedynym novum, które powoli wprowadzam, to zaczerpnięta od Reginy Brett filozofia, mówiąca o tym, aby zastanowiła się, czy to co spędza mi sen z powiek, będzie tak samo ważna za rok. To pomaga nabrać dystansu, ale jeśli chodzi o mnie, nie dotyczy to osób które kocham, drogich dla mnie istot... W tym przypadku jestem bezradna, zwieszam smutnie witki jak płacząca wierzba, w niemym geście smutku i melancholii, ale staram się, jak tylko mogę stawiać opór wiatrom... 

4 komentarze:

  1. A może po prostu potrzeba czasu, aby wszystko uporządkować?

    OdpowiedzUsuń
  2. tylko że często nie wszystko można/da się uporządkować, czasu się nie cofnie itp

    OdpowiedzUsuń