niedziela, 22 lutego 2015

o byciu wierzbą.

"Uczę się radośnie wypuszczać sprawy z rąk, mając świadomość, że człowiek nie może być wszystkim." - T Halik.

Jestem beznadziejnym uczniem. Ja nie umiem tego sobie przyswoić, najchętniej zamknęłabym ludzi których kocham w klatce, bezpiecznym pudełku obitym moją troską, aby nie spotkała ich żadna krzywda... Gdy to się nie udaje czuję, że zawiodłam... cierpię. Nie pomaga melisa, muzyka, wpatrywanie się w niebo i tam szukanie odpowiedzi, na retoryczne pytania. 

Nie umiem przyjmować do wiadomości, że coś jest niemożliwe... że coś przekracza moje kompetencje... nie jestem związana prawem, moje obowiązki i powinności nie są enumeratywne, narzuciłam sobie otwarty katalog, odrzuciłam koncepcję numerus clausus obowiązków. Przerasta mnie powiedzenie sobie to mnie przerasta, wiem że nic na to nie poradzę.

źródło

Jedynym novum, które powoli wprowadzam, to zaczerpnięta od Reginy Brett filozofia, mówiąca o tym, aby zastanowiła się, czy to co spędza mi sen z powiek, będzie tak samo ważna za rok. To pomaga nabrać dystansu, ale jeśli chodzi o mnie, nie dotyczy to osób które kocham, drogich dla mnie istot... W tym przypadku jestem bezradna, zwieszam smutnie witki jak płacząca wierzba, w niemym geście smutku i melancholii, ale staram się, jak tylko mogę stawiać opór wiatrom... 

niedziela, 1 lutego 2015

kwestia perspektywy

Rok temu było pięknie... biało. Szłam do sklepu w Lublinie, bo wolałam pójść na fazie, niż następnego dnia rano, gdy głowa waży tonę, a człowiek nie zasługuje na to miano. Byłam szczęśliwa, właśnie dostałam propozycję na napisanie referatu na międzynarodową konferencję. Z nieba leciały krupy śniegu, pomarańczowe światło latarni, odbijało się miliardami gwiazdek od chodnika, białego niepokalanego.
Przechodziłam przez kładkę, w dole śmigały auta. Czułam się lekko i wspaniale.
To był czas, gdy wyznacznikiem dobrego, lub złego humoru był jego uśmiech, słowo, zdanie, a zły komentarz wpędzał mnie w doła.

Gdy do tych błachych problemów przyłożyłam inne, zmalały. Wyglądają jak pudełka zapałek, przy kartonie po pralce. Zmieniła się perspektywa, zmieniła się miara...

Teraz zastanawiam się jak to możliwe, że tak długo wpływ na moje samopoczucie miał największy idiota świata i czy to nie sprawia przypadkiem, że powinnam zweryfikować zdanie o mojej własnej inteligencji.

Nie żałuję, ale wstyd mi za własną głupotę... za życie iluzją tak długo. Powiedzie - ludzka rzecz. O nie!!! Taka głupota może i jest normalna dla ludzi przeciętnych, nie wiem dlaczego akurat w ten przejaw normalności musiałam złapać się ja.


Polacy zdobyli brązowy medal w piłce ręcznej. Wg. Mamy byliby Mistrzami gdyby nie Katar.


Klara jest z nami równo dwa miesiące. Już oswojona, zadomowiona, tylko na polu jest niespotykanie ostrożna. Bury odwłok.

Nadal tęsknię i odczuwam ból straty...


Hadra w pracy przekracza wszelkie granice a ja ćwiczę cierpliwość.

Bo nie będzie miało to znaczenia, za miesiąc, rok...