Dlaczego
tu nie piszę? Bo moje życie prywatne runęło. Nie chodzi o pracę, nawał
obowiązków, bo to wszystko nigdy nie sprawiało, że nie mogłam roześmiać się z
całego serca, zawsze dostrzegałam piękno i humor. Teraz już nie dostrzegam, a
nawet jak dostrzegam, nie zachwycam się. Nie chcę trwać, w zachwycie, pustce,
nie chcę.
Łzy w oczach, tęsknota i pustka
Półtora
tygodnia temu, w moje urodziny Mela uciekła Tacie pod gabinetem weterynaryjnym.
Przez dziesięć lat była... nie umiem
nazwać tego czym, bo była wszystkim. Czy uciekła, żeby odpłynąć do
Valinoru? Mam nadzieję. Bo gdy pomyślę, że błąka się opuszczona,
przestraszona... nie miała szans, żeby przeżyć. A oddałabym wszystkie książki,
pieniądze, wszystko co mam i co mieć będę, żeby wróciła... niestety żaden
Rumpelsztyk się nie pojawił. Jestem sama z tym smutkiem i pustką. Nowa kotka,
chociaż jest śliczna i przytulna, jest tylko kotem, nie jest Melą.
Wiecie...
do dziś pamiętam dzień kiedy poznałam Melę. To był koniec kwietnia 2004,
podjęłam decyzję, że ponieważ dawno nie mieliśmy kota, a ja tęsknię za
mruczeniem, bodzeniem, przygarnę kicię. I gdy weszłam do weta pani przyniosła
mi dwa, jedną trikolorkę, która miała dopiero zabieg i nie mogła pójść do ludzi
od razu i biało-czarne kocię, które jak weszło mi na kolana, zaraz się
rozmruczało i połączyła nas miłość.
Wysłuchałam
historii Meli, która była kotem po przejściem, wielokrotnie brana i oddawana...
biedna malizna z krótkim ogonkiem. Zabrałam ją do domu w torbie podróżnej,
miauczała w MKS-ie. Jak wyszła w domu z torby była zdezorientowana, nie
miauczała tylko otwierała pyszczek. Jakby bała się że jak będzie zbyt głośna,
to też ją oddamy? Pojawiła się moja siostra z córką i głaskałyśmy ją na pięć
par rąk. Później Tata ją zobaczył... już się pakowałam. A Mela spała mi wokół
szyi(a nie cierpię spać na plecach), wtedy obiecałam jej, że nigdy jej nie
opuszczę i nie pozwolę by stała jej się krzywda. Zawiodłam. Jak zwykle.
Przez
miesiąc trzymaliśmy ją w domu, jak wyrwała się na wolność, poszła w długą, ale
wróciła i pokochała okolicę. Polowała, prała Raula pazurami po pysku. Robiła co
chciała, owinęła nas sobie dookoła palca. Wszystkich.
Kiedyś
usłyszałam jak jeden z księży mówi, że jeżeli ktoś uważa, że kocha zwierzę
prawdziwą miłością, to coś jest nie tak z jego człowieczeństwem. Więc z moim jest
coś nie tak. a ten mądry ksiądz, niechby zobaczył jak Mela była kochana i
oddana, wyczuwała gdy źle się czułam, było mi zimno, bolał mnie brzuch, miałam
ciężki okres, ona przychodziła, kładła mi się na brzuchu, grzała, bodła, była.
Była
ze mną w każdym gorszym momencie. Gdy uczyłam się do matury, przed każdym
kolosem i egzaminem, później na doktoranckich i wreszcie jak wyczuwała mój
stres przed hospitacjami, jak nikt... Była, dawała się głaskać, nadstawiała
brzuszek. Kładła się na laptopie, na książkach, nadzorowała moją pracę z łóżka
i z parapetu.
Choroba
i starość ją zmieniły, garnęła się do mnie jeszcze bardziej, usypiała wczepiona
w moją rękę, mruczała, przytulała się aż w końcu zniknęła... a ja wciąż nie
mogę się z tym pogodzić. Wciąż wracam do domu i mam nadzieję, że będzie czekała
pod bramą...
Była
jedną z istot za które bym dała się pokroić, byle nie stała jej się krzywda. a
teraz jej nie ma. Koc na moim łóżku jest pusty, parapet za biurkiem pełny jej
nieobecności, każdy element mojego domu przypomina mi, że jej nie ma. Nie
cieszy mnie śnieg, nowa książka, kawa... nie cieszy mnie praca, bo żebym nie
wiem ile zarobiła nie sprawię, że ona wróci.
Przynosiła
żywe myszy do łóżka, w prezencie, kiedyś nasikała mi na łóżku bo czymś ją
zdenerwowałam, kładła się na książkach, zajmowała całe łóżko, czasami miauczała
jak opętania.
Chciałabym
wiedzieć, czy dałam jej dobry dom, dałam wszystko co mogłam, przede wszystkim
ogromny kawał serca....
Poniżej
w zdjęciach macie uwiecznioną Melę, chociaż ja nie potrzebuję do tego zdjęć,
ona już jest i będzie zawsze częścią mnie… Dekada wspaniałego życia…
Dlaczego
Mela zapomniała, że „odejść, tego się nie robi człowiekowi”?