wtorek, 29 października 2013

:)

"Mimo przerażenia i złamanego serca. samotności, utraconego kochania, i mocy zamienionej w popiół, biorę na siebie to życie na tak długo jak muszę".
Chitra Banerijee Divakaruni - "Mistrzyni przypraw" znalezione w "Solo" - Soni Raduńskiej.


Ale jak długo przychodzi do mnie to  futrzane szczęście, układa się na kolanach i zapada w sen, w poczuciu bezpieczeństwa. Jak długo czuję jej lekki ciężar na kolanach, czuć będę to rozpierające szczęście i tkliwość 

Mam szczęście. Tak ogólnie

Świadomość, że daję poczucie bezpieczeństwa Kotu, którego kiedyś skrzywdziło życie i ludzie, a teraz śpi tak błogo. Mi więcej nie trzeba :)


poniedziałek, 28 października 2013

znowu... ;/

Jeden tydzień - tyle zawodów.
Jestem tak rozbita, połamana(ale nie złamana!!) że mam ochotę zwinąć się w kłębek i przespać życie.
Zamiast tego czytam "Zaskoczonego radością" - to chyba jakaś czytelnicza ironia.


Za każdym razem gdy myślę JUŻ, gdy myślę, że TO TAK, okazuje się, że to nie myślenie było, a uleganie złudzeniom.

Nic to - może kiedyś dorosnę, znormalnieję i nauczę się zasadę ograniczonego zaufania stosować.

Ktoś złamał mi serce, ktoś zawiódł moją przyjaźń. Dwa minusy.
Wcale nie dają plusa. A właściwie to stawiają krzyżyk.

herbata gruszkowa i muzyka Zimmera. I Mela, wierna, kochająca, pocieszająca. Mój konstans.
Cisza mojej wsi, cisza mojego serca. Pustka. Bo ile można. Rezygnacja. Kolejne obietnice. 

Książki - oto ostoja. Pewność w niepewnym świecie. Miękkie, pachnące wiatrem futro mojego kota, który tak wyczuwa, ze trzeba przyjść mnie ukochać. Mój pies z wiernymi, pełnymi miłości oczami i słońce zachodzące nad moją wsią.

Nie trzeba było szukać nowości, wielkich doznań, pilnuj swojego podwórka Katarzyna. 


TU jest dom, tu jest moje CENTRUM, bo im dalej w las, tym większe prawdopodobieństwa, że sobie guza na sercu nabiję.

sobota, 19 października 2013

coraz mniej

"wolno płynie czas bo ma czasu dość...."

Niestety u mnie czas wolno nie płynie. Zajwania strasznie... Właśnie wróciłam z pracy, po tygodniu chronicznego niedospania. Czaszkę rozsadza mi zmęczenie. A tutaj, jutro cały dzień w pracy... jak wrócę to padnę i nie wiem kiedy wstanę...

Mam nadzieję, że uda mi się dziś jednak wyrwać na spacer z kijkami, dobrą muzyką, w pola, w łąki, oglądać jesień, upijać się barwami. Wyciszyłabym się, odpoczęła umysłem, a zmęczyła mięśnie. 
Chociaż te też, nie są na bezrobociu, biegają, noszą mnie w różne miejsca... przygotowując się do jutrzejszych zajęć, muszę się ułożyć w pozycji horyzontalnej, bo i kręgosłup i nogi już mi odmawiają posłuszeństwa. Z drugiej strony jak się położę to usnę... Eh jakby nie stanął...

Dziś mamy śliczną złotą jesień, jechałam sobie do pracy i słuchałam Bacha(nic mnie tak dobrze nie nastraja niż Bach w uszach), patrzyłam na te liście i byłam po prostu szczęśliwa. Szczęśliwa i niewyspana. 

Ale szczęśliwa... tego się trzymam. Chociaż wczoraj, wyjeżdżając z Lublina, jakkolwiek cieszyłam się, że wracam do swojego łóżka, to ogarnęła mnie taka nostalgia, jakowyś smutek... I gdy światła miasta zaczęły znikać za horyzontem, a nawet wcześniej, gdy jechałam na dworzec, gdy kupowałam bilet ogarnął mnie dziwny smutek... Chociaż wczoraj pogoda była tak niesprzyjająca, mokro i zimno, a ja się jeszcze zgubiłam, bo bez dłuższego namysłu wsiadłam do mpka. 

Zdjęcie z tej notki to właśnie jakieś skrzyżowanie w Lublinie, na którym szukałam drogi ; )


Okrakiem na dwóch województwach, rozdrobniłam się trochę, gdy jestem w domu brakuje mi tego miasta, ludzi z Lubelszczyzny  tego gwaru, po prostu - miasta. A gdy jadę tam, tęsknię za domem, chociaż spędzam tam dwie, trzy noce. Brakuje mi wtedy spokoju mojej wsi, tych ludzi, których znam od tylu lat, wśród których czuję się swojsko. A którzy czasami mnie tak irytują. Ale kocha się i za wady prawda?

W czwartek szłam z przyjaciółką do sklepu, był już późny wieczór, patrzyłam w niebo i uderzyło mnie - nie widać gwiazd. Był piękny księżyc, czyste niebo, a nie ma gwiazd... a ja tak lubię wpatrywać się w upstrzony gwiazdami nieboskłon.

Mam nadzieję, że określę się w końcu czy jestem człowiek miejski, czy wiejski, bo żyć w rozdarciu - niepodobna. 

sobota, 12 października 2013

Codzienność

Balonowe Babie Lato w Stalowej Woli dotarło do mojej Turbi :)
Balony - widok z mojego okna ;)
"Szarą codzienność dzieli od nadrealnego świata zaledwie krok, oddech, uderzenie serca."*


Kiedy byłam dzieckiem usłyszałam od mojego Taty zdanie, które wpłynęło, ukształtowało całe moje życie. "Jeśli masz coś robić byle jak, to najlepiej wcale nie rób". 
Do dziś, gdy za coś się zabieram, coś robię, brzmią mi w uszach te słowa i każą się zastanowić nad tym czy wkładam w daną czynność 200% mojego talentu i siły. 
Niestety jednocześnie byłam dzieckiem najmłodszym i zawsze byłam tak traktowana i wciąż jestem. Jako dziecko, mała Kasia, Kasiuńcia, Kationek. Ciężko się wybić w tak wyrazistej, pełnej ludzi rodzinie. Czy można być w czymś najlepszym. 

mam brzydki charakter pisma, nie umiem rysować, w porównaniu ze starszym rodzeństwem zawsze byłam kilka poziomów niżej... Czy coś robiłam dobrze? Nie wiem. Najlepiej zapamiętuję krytykę.

Moi przyjaciele zwracają uwagę, że gdy powie mi się 100 zdań, z których 99 będzie zawierało pochwałę, ja wychwycę to jedno niepochwalne, krytyczne i go się złapię. Te 99 potraktuję jako grzeczne kłamstwo. To pewnie jakiś defekt prawda? Nie powinno być się tak krytycznym. 

A ja masochistycznie uwielbiam zdania w stylu "Musicie od siebie wymagać" i wymagam do utraty tchu.

W kończącym się tygodniu przechodziłam zapalenie oskrzeli. Lekkie przeziębienie brało mnie już w środę, ale Lublin, studia, wyjazd, później niedziela i praca. Zlekceważyłam własne zdrowie w imię chorego poczucia obowiązku. W imię niezwykłej głupoty. Przecież ja zapalenie oskrzeli łapię z prędkością światła. 
A później zamiast leżeć w łóżku i łykać antybiotyk siedziałam przy biurku wertując podręczniki i kodeksy a później katując się myślą, że jestem beznadziejna, bo nie znam odpowiedzi na KAŻDE pytanie. 

Nie mam czasu dla tych, których kocham, którzy przychodzą do mnie w nadziei na zwykłą pogawędkę a ja mogę Im tylko rzucić nieprzytomne spojrzenie znad okularów i porozmawiać wtedy gdy gotuje mi się woda na kawę/herbatę. Mylą mi się dni, uciekają tygodnie a ja mam wrażenie, że wybrałam złą drogę bo robię, to co robię byle jak.
A maraton dopiero ma się rozpocząć.

I gdy patrzyłam znów na balony lecące po "moim niebie" pomyślałam sobie jak brakuje mi spokojnego spaceru. Nad San, albo na cmentarz - to już niedługo. Od poniedziałku jak sądzę wznowię spacery z kijkami. Trzeba się hartować... wierzę w skuteczność zahartowania organizmu bardziej niż w szczepionkę, na którą nalegają Bliscy, argumentując iż poprzez pracę z młodzieżą starszą i młodszą, częste podróże jestem szczególnie narażona na zainfekowanie. A ja wspominam moją ostatnią grupę, która położyła mnie z gorączką do łóżka. Zachorowałam na nią następnego dnia po zaszczepieniu się na grypę... rozumiecie przeto mój sceptycyzm.


Mam wrażenie, że nie żyję, a egzystuję. Moje życie jest w sepii, niewyraźne, spłowiałe.


Jedyne silne emocje to te do G. Mam ochotę mu łeb urwać!!

















* "Ścieżka słońca" - Lisa Kleypas

poniedziałek, 7 października 2013

Predestynacja

Ongiś ucięłam sobie z koleżanką rozmowę o wierze, predestynacji, jak to się łączy. Rozmawiałyśmy o książkach które czytałyśmy, o tym jakie mamy zdanie na ten temat... O Sensie modlitwy w kontekście predestynacji. A ja nie mogłam o tym przestać myśleć... Myślałam, oczywiście również w kontekście G. Tak się to jakoś zbiegło z Pielgrzymką. I rozmawiałam wtedy, dzień przed wyjściem z Przyjaciółką o tym, w jakich intencjach będę się modliła w czasie drogi.

Więc oczywiście zdrowie Moich Rodziców, wena do doktoratu(tutaj naprawdę rozmawiamy o cudzie) no i właśnie miałam wątpliwości, czy powinnam się modlić o G. czy raczej o konkretyzację tych naszych kontaktów. Wyklarowanie sytuacji. Bo doszłam do wniosku, że Pan Bóg ma plan, w stosunku do mnie i do G. też. Ja tego mogę nie rozumieć, w tej danej chwili, ale ten plan jest i on się nie zmieni, bo ja będę ciągnęła Boga za płaszcz i krzyczała "No Bogu, Bogu, ale Bogu bo ja chcę".

I jadąc do Lublina w piątek, patrzyłam na piękny wschód Słońca, bajeczny. Jeden z cudów dnia codziennego i myślami znów wróciłam do przeznaczenia. Pomyślałam sobie, że wiara w ten boży plan, w bezsensowność naszych poczynań w starciu z boskim planem może być niezwykle frustrująca. Bo jak się nie załamać. Ale!! Ta wiara i przekonanie będą dołujące, tylko bez wiary w nieskończoną miłość Boga, ku nam skierowana. Jeśli uwierzymy, że Bóg chce dla nas tego co najlepsze, to nie mamy czego się bać! Nie ma co z lękiem spoglądać w przyszłość. Jej należy oczekiwać z ekscytacją!!

Muszę o tym pamiętać!!!

środa, 2 października 2013

Pojechałam do Lublina. Niby tylko na parę godzin, wróciłam kolejnego dnia. Wieczorem. A było tak: WSPANIALE Strasznie się stęskniłam. Brakowało mi osoby, przed którą można się wygadać, wyżalić, a Osoba nie ocenia, tylko rozumie. Jak macie obok siebie takich ludzi, dbajcie i chuchajcie. Skarby!! Ale dziś łapie mnie przeziębienie. A to nie za fajnie.