piątek, 19 grudnia 2014

no, no, no

w nicość śniąca się droga.
Czuję się rozsypana. Jak mąka wysypana na stolnice, pękła skorupka mojego żalu i teraz koloidalny roztwór rozwleka wszystko po płaszczyźnie, ręce powinny zbierać to i zagarniać, ale opadły.

Jakbym w środku zamieniła się w kamień. Nie wiem czy oglądaliście Kucyki Ponny, my z moim młodszym bratem(dziś pewnie by się wyparł) tak. Tam był odcinek o psie, pod którego dotykiem wszystko zamieniało się w kamień. Czuję, że dotknęła mnie taka łapa.

W środku jestem poobijana, na zewnętrzne rany można wetrzeć ketonal, kwaśną wodę... jak leczyć posiniaczone wnętrze, jak leczyć coś co odeszło, jak się opatruje pustkę?

Tli się we mnie jeszcze nadzieja i ta płonąca żagiew wciąż otwiera rany... czasami nie wytrzymuję i wyrwie się szloch, albo łza, zwykle skręcam się w środku i pustoszeję. Od nowa.

Moja praca leży, w plecaku leży artykuł do poprawy... wszystko straciło swoje znaczenie.

Czasami widzę Melę, jak czarno-srebrzystego patronusa, niemalże czuję kształt jej pyszczka, ostrość pazurków i miękkość futerka. Powoli przestaje kołysać mnie do snu złudzenie jej miauczenia.

Niech miną święta, stary rok, nowy. Niech wszystko przeminie.

Nie miała racji Szymborska przemijanie nie jest piękne.
Rację ma Sheldon



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz