poniedziałek, 2 marca 2015

radzić sobie

Dziwny zwrot, radzić sobie... słowa mają moc, gdy w nie się wsłucha, odczytuje się ich znaczenie. Bo smutek można znosić, od znoju, albo radzić sobie. Dawać radę, raz lepiej, raz gorzej, ale radzenie sobie jest dynamiczne, znoszenie pokazuje bierność, jakbyśmy byli źdźbłem trawy zalanym wiosennym roztopem, nad naszą głową przetacza się wala, a gdy radzimy sobie jesteśmy jak ten  głaz bodzący morze - Reduta Ordona.

Chociaż zmienia się tylko słowo, w nastawieniu, w życiu - zmienia się wszystko. Ale samo wypowiedzenie słowa nie wystarczy. To nie słowo kreuje, w tym wypadku - tylko opisuje. Nie wierzę w mantry, w zaklinanie losu. Najpierw umysł musi zmienić nastawienie. Wtedy można walczyć, przestać znosić, a zacząć sobie radzić...

5 komentarzy:

  1. Tak - radzę sobie, zbyt wiele osób mnie zawiodło i już nie wierzę jak ktoś mi mówi :dasz sobie radę, poradzisz sobie. Sama to sobie mówię i sobie jeszcze wierzę. Bo ludzie rzucają słowa na wiatr, byle odwalić dobry uczynek i się uspokoić, że przecież dało się wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę tego!! Gdy ktoś rzuca "poradzisz sobie" i na jednym oddechu mówi, że ma problem np. z wyborem lakieru do paznokci. Lepiej by się wtedy zamknął

      Usuń
  2. Powiem tak... mam obok siebie osoby radzące sobie z żałobą po śmierci męża, który otrzymał 30 ciosów nożem od złodzieja.... osoby radzące sobie z żałobą po śmierci męża, z którym przeżyło się 40 lat i żałobą po śmierci brata, który został znaleziony dwa miesiące później po miesiącu leżenia w domu po zawale (sprzątaliśmy po tym dom i paliliśmy resztki..)... mam obok młodziutką dziewczynę walczącą z rakiem.... mam obok koleżanki z ogromnie niepełnosprawnymi dziećmi, spędzające w szpitalu większość życia... naprawdę, człowiek potrafi sobie poradzić ze wszystkim! naprawdę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak czytam książki o tematyce wojennej, jestem skłonna w to uwierzyć.

      Usuń
    2. Ale tu nie trzeba książek! Ja to mam na co dzień. Do koleżanki jeżdżę, miesiąc temu jeszcze pracowała za ścianą.J. trzymałam za trzęsące się nogi, gdy jej lekarz podawał środki na uspokojenie, a mój zmywał z podłogi resztki przyschniętego ciała z włosami - bo sierpień był upalny, a firma pogrzebowa nie dała rady zapakować wszystkiego po miesiącu... A. przeżyła śmierć rodziców, dwóch braci na raka, bratanka na raka, dwóch braci na serce (jednego w takich okolicznościach, jakie opisałam), męża i swego trzymiesięcznego dziecka....i żyje dalej,i pomaga innym! To nie wojna i nie książki. To wszystko jest obok. A dziecko E. nie ma możliwości przełykania i wypróżniania, a żyje już ponad rok... I wszyscy naprawdę sobie radzą.

      Usuń