piątek, 21 listopada 2014

o wszystkim a w sumie o niczym


Siedzę sobie w moim, doskonale już znanym, pokoiku w pracy, w ciszy jego czterech ścian zamartwiam się o Melę, bo chyba ma gorszy dzień. Gdy ją głaskałam na dzień dobry(sama przyszła na mizianko), zamiauczała i ucieka teraz od ludzi, niezbyt je... oby to tylko chwilowe.. W sumie minął tydzień. Za tydzień kontrola u lekarza....

Siedzę i myślę, z jednej strony chciałabym tyle napisać, tyle emocji kłębi się w mojej głowie, że niczym Emila z "Nad Niemnem" globusa dostaję... z drugiej jednak strony, to bez sensu. Bez względu na to co powiem, napiszę, nie zmienię świata pełnego cwaniactwa, chamstwa.


Ludzie nie przestaną być kanaliami, idącymi po trupach do celu. Niestety, po trzech latach pracy w różnych miejscach, trafiłam na miejsce z osobą, która... no cóż uważa, że jest centrum wszechświata i ziemia, losy innych, wszystko - krążą dookoła niej. Poszłam do pracy zaraz po studiach, moja pierwsza praca to w 99% super ludzie i ten procent debili, których dało się znieść. Później było jeszcze lepiej. Na uczelni jest ok(chyba, że spodziewam się hospitacji - wtedy jest dramat). A szkoła, moja ukochana szkoła, z cudowną atmosferą, z ludźmi z którymi się zżyłam i czuję się z nimi wspaniale Niestety moje dodatkowa(?) praca a właściwie jedna osoba, skutecznie sprawia, że staję się aspołeczna.


Mam dosyć ludzi. Nie tak całkiem, po prostu Kasiek miewa fazy aspołeczności. Zaczęło się tydzień temu. Jechałam pociągiem(zapchanym do nieprzytomności), na konferencję, obok mnie siedziały dziewuszki, przyjaciółeczki, które nie widziały się ze trzy dni i MUSIAŁY opowiedzieć sobie każdą sekundę niewidzenia. Nawet moje słuchawki i muzyk(cerkiewny Akatyst), nie były w stanie zagłuszyć opowieści o tym, na którą która była w kościele, jakie było kazanie, o dzieciach w rodzinie, konfliktach w rodzinie, problemach z wstaniem na pociąg i całej, cholernie długiej reszcie. Już w okolicach Lipy miałam migrenę, w Kraśniku chciałam wybić szybę głową, jakoś dotrwałam. Wsiadłam w zapakowany do nieprzytomności(również) MPK i tam usłyszałam iż siedzące za mną dziewczę ma POWAŻNY dylemat, którym okazał się być wybór prostownicy. Bogu dzięki, że akurat siadłam, bo bym się przewróciła. Wtedy uznałam, że ludzi mam dosyć i faktycznie in genere czas spędzam w kompanii książek, Meli i swojej własnej. Okazyjnie kogoś do małego światka wpuszczę, ale coraz bardziej niechętnie. Faza aspołeczna.

Pogłębia ją moja koleżanka z pracy(moja Mama mówi na nią chadra) a także wszelkie jałowe i agresywne kłótnie na FB. Wystarczy mi sporadyczny kontakt z ludźmi. 


Na dodatek mam tyle roboty, że naprawdę nie wiem jakim cudem to wszystko ogarnę. Myślałam, że jutro zagniotę piernik staropolski, ale ponieważ Tata też zaniemógł, to nadal nie mam miodu! Rok temu dostałam w ramach wynagrodzenia, duży słój, ale Rodziciele mi zjedli. Swoją drogą czuję się jak prawdziwy wiejski prawnik xD.


Jutro, żebym miała paść usmażę sobie kilka pączków. Bo nawet na urodzinowego torta nie będę miała czasu.

4 komentarze:

  1. ojej,..... pączuszki.... :( Ależ bym zjadła :)

    Opowieści ludzi w busach/autobusach/ pociągach..... - to jest czasem naprawdę nie do zniesienia...

    Trzym się, Kasiek!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama wygrała wyścig do pieczenia - był sernik :P

      Ja czasami nie mogę i postanawiam odświeżyć sobie umiejętność jazdy, aby prawo jazdy służyło do czegoś innego niż zajmowanie miejsca w portfelu.

      Oluś - staram się nie puszczać xD

      Usuń
  2. Ludzie w busach/tramwajach też mnie denerwują swoim głośnym gadaniem o dziwnych sprawach o których wolałabym nie słyszeć. A ludzie z pracy - co tu dużo mówić - nieustannie ciągną mnie w dół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś się będę widziała z moją ulubioną koleżanką, aż mi się coś robi ;/

      Usuń