piątek, 14 listopada 2014

...Mela

Wolałabym nie pisać tego posta... miałam już prawie napisane zupełnie inne. Niestety życie pisze mi inny scenariusz, od dwóch dni Meli coś dolega. Na pyszczku ma ranę, nie wiem co. Nie je, tylko śpi.

Myślałam, że to zwykła rana i się zagoi, ale ponieważ nie widać poprawy jadę z nią do lekarza... siedzę w pracy i wyję bo jedna lekarka przez telefon zdiagnozowała mi już prawie białaczkę...

Wiem, że ona ma dziesięć lat ponad, to jednak nie mogę się pogodzić z myślą, że coś poważnego może być... nadal jak ją głaszczę to mruczy, tak słabo, ale zawsze.

Przeżyłam z nią tyle wspaniałych chwil, chcę wierzyć, że drugie tyle przed nami, chlastania pazurami, mruczenia, przytulania, kładzenia się na książce którą czytam, wsadzania mi w pyszczka w talerz...

Tak się boję... przeżyłam już tyle pożegnań ze zwierzętami, które pokochałam, ale nie dopuszczam do siebie myśli, że znowu nadchodzi ten moment.






Moja biedna,  najśliczniejsza koteczka.
weźcie potrzymajcie kciuki, żeby wyzdrowiała...




3 komentarze:

  1. :((

    Obyś nie musiała....
    Wiem, znam ten ból... Zwierzęta w naszym życiu, w naszych rodzinach... - najwspanialsi Przyjaciele :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za zdrowie kotki

    OdpowiedzUsuń