czwartek, 1 maja 2014

ehhh plany

Miałam ambitny plan. Plan nazywał się, odwalenie chałtury, przejrzenie materiałów do artykułu. Kwerenda do dysertacji.

Wczoraj praca w obejściu. Kocham wieś. Moje  małe Piździchowice, gdzie po wsi chodzi luzem dwadzieścia  krów i mówią o tym ogólnopolskie media. Mieszkanie na wsi, to nie tylko wylegiwanie się na leżaczku z piwkiem w ręku i brodzenie w kwiatach. To praca. Nawet jeśli, tak jak w moim wypadku, nie ma gospodarki, ogród, ogródek... ale siłownię i solarium za free zaliczyłam. Do pierwszej w nocy gadałam z Przyjaciółka o doktoracie(moim i Jej), o facetach(moim i jej) o tym jak irytujący bywają faceci(mój i jej), później chwilkę poczytałam i z Chopinem w uszach poszłam spać. 
Pospałam sześc godzin, wstałam, doczytałam książkę. moje Kochanie zrobiło mi kawę, i nagle niespodziewanie postanowiłam odgruzować biurka u siebie w pokojo/gabinecie/bibliotece Syf był okrutny i dwie godziny rozprawiałam się z papierami, które zalegały. Wyrzuciłam wsjo, drukowane ustawy, ordynacje, pity, zwroty, samorządowców. Wsjo. Jak mi będą potrzebne - wydrukuję nowe - aktualne. Wyrzuciłam referaty, prace uczniów. Na pamiątkę mam trzymać? Czego tam nie było...

Następnie napisałam recenzję "Wszechświat kontra Alex"(super książka) i siadłam do czytania artykułu na egzamin(oby w następną sobotę). Wbrew mym obawom na trzeźwo sobie z nim poradziłam. Ba! zastanawiam się czy filozofia to nie moja droga. Koło heurystyczne mnie zaintrygowało.

Później zadzwoniła Przyjaciółka, a ja uznałam, że dysertacja - dysertacją, artykuł - artykułem i chałtura takoż.
Że zasługuję na relax.
Wizyta na stacji benzynowej
\
I wylądowałam na polu, wśród kwiatków, które są najnowszym hoplem Tatusia. Mamusia też się roztkliwia nad nimi.(mi wystarczy mój Grima i Wojtek na oknie).

Piwo niestety wypiłam i o ile koleżanka nie da sygnału, że idziemy spotkać się z Leszkiem, lub Heńkiem, to poczytam :P

Bo jednak Desperados daje fajną banieczkę i wolę nie pisać tego artykułu DZIŚ.
Aczkolwiek mogę pożałować swej beztroski.


Wciąż popadam w zachwyty. Codziennie.
Już nie wiem, czy to dobrze, czy źle być tak nadwrażliwą.
Nic nie poradzę, że zachody słońca, dobra książka, muzyka wprawiają mnie w stan błogości.
Wtedy staję, a czuję jakbym stała na ogromnej, pustej przestrzeni, że tylko Ziemia i Niebo i ja. Rozłożyć chcę ręce i powiedzieć, wykrzyczeć... Dziękuję Ci Boże.
Dziękuję za to piękno. Piękno, które wzrusza do łez, zapiera dech w piersiach.


Nieziemski zachwyt, wszechogarniająca miłość.


Jestem szczęśliwa, błądzę, ale w swym zagubieniu wiem, że muszę dziękować...






2 komentarze:

  1. Ja mam czasem wrażenie, że chyba urodziłam się nie w tej epoce co trzeba... Również jestem wrażliwa na piękno tego świata, kocham czytać i podziwiać widoki... Codzienny pęd za kasą i konsumpcjonizmem tego świata doprowadza mnie do szału.. Nie pojmuję tego... Cały czas mam wyrzuty do siebie, że albo za mało pracuje, albo za mało czytam... Zgłupieć można... A co do Twojego odpoczynku uważam, że należy Ci się jak nie wiem co :):) Miłej reszty majówki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj było miło :) dziękuję :)

      Moim zdaniem warto rzucić wszystko i na chwilę utonąć w kontemplacji :)

      Usuń