Jakiś dół mnie opanował. Ano noworoczna tradycja.
Dziś uświadomiłam sobie jak mną orzą w pracy, co jest wyłącznie moją winą bo się daję. Pół roku temu była już taka sytuacja a ja nie zaprotestowałam, no nic. Mam pół roku na naukę asertywności.
Nowy Rok, jak na razie jest leniwy, rodzinny, ciepły, wcale nie zimowy. Gdyby nie filmy w zimowej tematyce zapomniałabym jak wygląda śnieg. Tęsknię za białą kołderką śniegu.
Czytam Pascala i uderza mnie jego sceptycyzm i pesymizm bijący z jego myśli. Aczkolwiek łapię się na tym, że uważam się za tak samo czarnowidzącą.
Czytam również "Noce i dnie" rok muszę rozpocząć jakąś książkową powtórką, jakbym w ten sposób musiała podkreślić ciągłość moich lektur. Jak czytam początek tej książki ogarnia mnie błogość. Jakbym wróciła do domu. I czytam o tej kanalii Tolibowskim Józefie, abstrahując od tego czy uważam Barbarę i Bogumiła za stworzonych dla siebie, to co wywinął Tolibowski uważam za karygodne. Na pewno jak pójdę w zaświaty zapytam go co sobie myślał. Facet tak przewrotny i fałszywy jak Azja Tuhajbejowicz...
Jeszcze czytam biografię Sióstr Bronte, akcja pośród wrzosowisk, trzy siostry błądzące po bezdrożach wyobraźni, niepewność jutra, codzienne perturbacje.
Boże ja się zdołuję literaturą i filmami. Wybrałam do powtórki niewłaściwą książkę. Trzeba było chwycić za Don Camillo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz