piątek, 29 listopada 2013

Kolejny etap

urodzinowa Różyczka :))
Wczoraj, tuż przed północą, skończyłam dwadzieścia sześć lat. Może z powodu wyjazdu do Lublina, jakoś nie odczułam magii tego dnia. Nie odczułam tez przygniatającego smutku. Dobrze się czułam jako dwudziestopięciolatka. W tym wieku jest się młodym, ale nie młodym i głupim, ale nie jest się też starym i zgrzybiałym. Z drugiej strony półtora roku temu rwałam włosy z głowy(nie tylko te siwe), na myśl, że stuknie mi ćwierćwiecze. A okazało się, że to przyjemny wiek.
Nie mam powodów, by przypuszczać, iż ten rok będzie fatalny.

Chociaż, Maria Czubaszek mawia, że w życiu kobiety nadchodzi taki okres, gdy powinna sobie wybrać wiek i się go trzymać.
Może u mnie ten okres nie nadszedł?


Zbliżające się urodziny uczciłam wizytą u fryzjera. Pasemka i lekkie podcięcie, wyrównanie właściwie. O ile zmiana fryzury, rzekomo każdej kobiecie poprawia humor, tak ja, na myśl, o spędzeniu dwóch godzin w  fotelu i w bezczynności dostaję białej gorączki. Cóż za marnotrawstwo czasu.
Tyle chociaż, że moja Fryzjerka, przemiłą kobietą jest. Ale i tak...

Pasemka pozwoliły mi ukryć siwe włosy, których nabawiam się dzięki seminariom, a od tygodnia na myśl o dniu H.
Ehhh stresuję się okrutnie.

Dodatkowo od niedzieli byłam bez laptopa, tylko o stacjonarnym komputerze, który jest kapryśny. Lapek odmówił współpracy, po wizycie w Lublinie. Był tam pierwszy rac i stwierdził, że to mu wystarczy. Wziął i umarł.
Jego miejsce(chociaż może go jeszcze zreanimujemy), zajął nowy stwór, którego ochrzciłam pięknym imieniem Spirydion(na cześć ojca Makarewicza, wybitnego karnisty), gdy czymś mnie wkurza mówię do niego Iryt(do lapka, nie do Ojca Makarewicza, ani do samego profesora - rzecz jasna).

Jutro, a właściwie dziś idę do pracy, ale niedzielę mam Pańską, wolną i spokojną ;) To dobrze, będę mogła przeżywać zbliżający się dzień H!! I czytać G E N I A L N Ą książkę, której recenzja, zapewne niebawem. Dlatego lubię urodziny :))

Jutro po powrocie z pracy muszę błyskawicznie spłodzić wspaniały artykuł.  Ale uda się. Mam dwadzieścia sześć lat, moje możliwości, talent, sprawność osiągają apogeum.


Moja głupota również... ehhhh

Ale jesteśmy na plusie.

Czego i Wam życzę.


Gorąco ze Spirydionem pozdrawiamy!!!


Idę poczytać, bo za jakieś pięć godzin muszę zwłoki z wyra podnieść. Czyli znowu pośpię, w porywach cztery godziny i jeszcze będę musiała udawać, ze jestem przytomna, przyjmuję zakłady - ile kaw jutro, tj. dziś wypiję?
Rekordowo mało, bo dwie wypiłam w czwartek, ale za to padłam na tej genialnej książce... czuję, że jutro poleci trzy minimalnie. Dziś wypiłam... chyba tylko trzy też... Boże jeszcze zerwę z kawowym nałogiem, a co mi wtedy w życiu zostanie? ;) jeno żal i nędze ;P :P

poniedziałek, 18 listopada 2013

marzenie mam

Ludzi mają wielkie marzenia.
ja mam jedno, wielkie i prozaiczne. Chcę przeżyć ten tydzień a następnie się wyspać.

Przeżyłam bierzmowanie Siostrzenicy i imprezę po. Mało tego przeżyłam następnie cały dzień w pracy.
Następnie przeżyłam posiadówkę u koleżanki, spodziewałam się że będziemy we trzy, pogadamy i tyle.
Okazało się, że zaproszono mnie na sporą imprezę i argument "ale ja jutro idę do pracy" nic nie dał.
Mało tego następnego dnia w pracy również byłam przytomna i przeżyłam.
WOW.
Teraz czeka mnie przygotowywanie się do seminarium, napisanie dwóch tekstów. Wyjazd do Lublina, biblioteki i Wielki Dzień.

Jestem więc kłębkiem nerwów.
A dni mieszają się w jeden wielki bełt. Spożycie kawy wzrosło, adrenalina mi skacze a ja jestem emocjonalnie rozchwiana...

Mam nadzieję, że dostanę od Siostrzenicy zdjęcia to pokażę Wam jakie mam śliczne Dziecko. Oczywiście nie mogłam powściągnąć swego poczucia humoru i na bierzmowaniu bawiłyśmy się przednio. Zresztą Wikary też Nam pomagał ;)

Fajna sprawa :P

wtorek, 12 listopada 2013

rozdarta

Liczba rozpoczętych książek wzrosła do czterech.
Więc jest:
Myśliwski - "Ostatnie rozdanie"
Hołownia&Prokop "Wszystko w porządku"
Raduńska - "Solo"
Brett - "Jesteś cudem"

A ja padam wieczorem błyskawicznie, bo ciągle coś, i coś i coś. Wczoraj wpadłam na pomysł, że upiekę rogaliki drożdżowe, no bo 11 i te rogale marciniańskie wszędzie. I coś mi się ubzdryngoliło, żeby zrobić z podwójnej porcji.

Wałkowanie, wycinanie i nadziewanie 60 rogali to wyczyn.
Dziś obdzieliłam Siostrę
























Ale za to dziś do kawy miałam:


I pokarało mnie za wrzucanie zdjęć na FB
Siostra zapowiedziała jednak organizację imprezy mającej na celu uczczenie osiągnięcia przez Moje Dziecko dojrzałości chrześcijańskiej(czyli pójście do bierzmowania)
Bierzmowanie w piątek, impreza po Mszy, czyli kole 19.
Pobalujemy
A ja zaraz muszę podręczniki rzucać w kąt, aby się zabrać do orzeszków.

Orzeszki to wypiek, po skosztowaniu którego absztyfikanci dosłownie ustawiają się w kolejce.
Ileż ja miałam już oświadczyn, po poczęstowaniu tymiż.


Żeby były dobre na piątek, muszę zacząć robić teraz.
Włączę Rozważną i romantyczna, któraż to chodzi za mną już ze trzy tygodnie i uwinę się raz dwa.

Wczoraj taka padnięta, ale obżarta poszłam jeszcze na kije.
Dziś nie dam rady czasowo. Ale jak dojdzie to czasu na czytanie w łożku, pewnie będzie druga w nocy i usnę po kilku stronach
W ostatnim odruchu gasząc światło.

I kiedy ja te książki doczytam.


A!!! Mam propozycję pracy... po co zarabiać pieniądze, skoro człowiek tyrając nie ma czasu oddawać się tym drobnym przyjemnością na które tyra? 


Nie pracowałam, nie miałam pieniędzy(tyle) na hobby, ale miałam czas.
Teraz mam pieniądze - nie mam czasu.
Dorosłość naprawdę jest do kitu.

I te książki, które już piętrzą się na stoliku przy łóżku(powoli zasłaniają kontakt, który jest miernikiem masy krytycznej), co wieczór powodują wyrzuty sumienia....


A dziś przybyły nowe



BTW. Oglądnęłam Stowarzyszenie Umarłych poetów. Nie oszukuję się, nie jestem takim nauczycielem jak Keating, ale kiedyś się stanę.
Inspirujący nauczyciel. to moja ambicja.


To chyba źle, że w tym wieku identyfikuję się raczej z uczniami?

No i może z tym wrednym dyrektorem ; )



PS. Z ostatniej chwili.
Moje Dziecko zdało egzamin przed Dziekanem i bierzmowanie się odbędzie. 
Jestem strasznie dumna!!!


niedziela, 10 listopada 2013

psia miłość

Administrator Parafii przeniósł parafialny odpust na dziś.
Strzelają Petardy i moja psina przyszła się schować u mnie.



cudowne uczucie, dawać komuś poczucie bezpieczeństwa. Wiedzieć, że w twoich ramionach szuka schronienia.
Jedyne co musisz robić to po prostu być...


Co z tego, że ja nie mam takiego miejsca. Ważne, że dla kilku osób i stworzeń to ja jestem ostoją.
Że są osoby, które do mnie idą z pytaniem i prośba o pomoc, które wierzą, że pomogę.
Złudne to przekonanie, ale przynajmniej wiem, że komuś jestem potrzebna.
Że to ma sens.


Mam nie tylko ślicznego, rozwydrzonego kota, ale i przepiękną pisnę, która ma niezwykle wierne oczy, a jak była szczeniaczkiem, mieściła mi się w dłoni i uwielbiała spać na moich kolanach.

Dalej to uwielbia, ale chyba nie dociera do niej, że jest za duża na turlanie się po mnie.


Kolejny konstans mojego świata :)))


sobota, 9 listopada 2013

złamane serce

Lublin...
Kolejny raz złamano moje serce, jak różdżkę Sarumana.
Wybrałam się po wejściówki na spotkanie z Myśliwskim i... nie ma. No nie ma.
Jestem niepocieszona i załamana.

Oczywiście, dzięki temu, że zostanę w domu duchowo przygotuję się do bierzmowania Siostrzenicy. Co nie zmienia faktu, że ogromnie chciałam iść na to spotkanie.

Ehhh nic to. Jakby dla równowagi dziś udało mi się kupić, dwie pożądane książki.
Jedna z nich to:

Obecnie książka jest już obklejona zakładkami, które mają ułatwić m i odnalezienie ważnych cytatów.

Słusznie czułam, że to będzie doskonała książka i warto jej szukać.


Tego Myśliwskiego mi żal...

Ehhh wracam do lektury Marka Aureliusza, najlepiej być stoikiem.

Na tym wyjeździe pozwoliłam sobie poluzować krawat filozofki-stoiczki, pozwoliłam marzeniom poszaleć. Strasznie dużo się śmiałam...
Koniec... powrót do rzeczywistości, do  rozsądku.
Wychodzę za rozsądek, z rozsądku. 
W końcu trzeba dorosnąć. Podjąć decyzję.


W życiu kobiety nadchodzi  taka chwila, gdy powinna wybrać sobie swój wiek i się go trzymać, powinna wybrać również filozofię, stanowisko, ścieżkę i zapierać się rękami i nogami.

Ja wybrałam. Nie tylko pracę i przyszłość...  

Będzie dobrze, ja nie jestem Scarlett.

wtorek, 5 listopada 2013

z Rodziną!

Weszłam dziś do kuchni, Rodzice namiętnie wymieniali poglądy na temat... Karnisza, myślę - byle mi nie wjechali do pokoju, ani nie zażądali mego udziału w pracach - zarobionam okrutnie. To niech robią co chcą. Ale zaintrygowało mnie jakiż to defekt, czy element karnisza budzi takie emocje, no i chciałam poudawać, że żyję w tym domu i wiem - minimalnie chociaż - co się dzieje. Zapytałam przeto:
Kasiek: A co nie tak z karniszem
Mama: Tata mówi, że trzeba zdjąć, bo nie świeci
powiem Wam, ze zgłupiałam całkowicie, wiem, że nie dosypiam, ale nie wiedziałam, że karnisze, które mamy w domu mają opcje świecenia. W Czarnobylu kupowali czy jak? Musiałam mieć dziwną minę.
Mama: Tata chce zdjąć bo nie świecą.
Kasiek: Acha, to mógł mówić wcześniej, że wie jak to naprawić, to swojego bym nie wyrzucała. To Mamuś Ty sprawdź w kuchni a ja przebiegnę w ganku sprawdzić. Co się będziemy szczypać, wszystkie naprawmy.


Po jakiejś godzince wchodzę do pokoju z rzeczonym zepsutym karniszem, który to pomysłowy Tatuś naprawiał
Mama: zobacz jak karnisz pięknie świeci
Kasiek: nie wiem, czy umiałabym włączyć, gdzie się zapala?
Mama: tam gdzie wcześniej. Ale masz Tatusia fachurę


Oczywiście chodziło o żyrandol. Można być fachurą, a się przejęzyczyć.

KURTYNA!!! ;)
Tak. naprawdę nie mam karnisza u siebie w pokoju, wbrew pozorom nie dlatego, że zajmowal miejsce na książki. Po prostu jak raz spadł, ja się przestraszyłam i zalałam klawiaturę, kosztowało mnie to trochę grosza(mam nietypową). I wkurzyłam się i wywaliłam. Bo kilka razy wcześniej też spadał, ale dzięki półkom otaczającym okno, nigdy krzywdy nie zrobił. Wyleciała i klawiatura i karnisz...


A ja siedzę i robię to czego nie powinnam, słucham smętnej muzyki i rozmyślam o problemach egzystencjalnych. Nawet nie o KS, bo chyba przechodzi.

Leje dziś okrutnie, a myślałam, że na kijki pójdę. Wczoraj zrobiłam sobie 7 km, z pyszną muzyką. Jezu - eudajmonia. Dziś się czuję zramolała, cały dzień w papierach, jutro też. Szefowa wzywa do wypisania czegoś, na WCZORAJ.
Ale dziś poczytam sobie do pierwszej, wstanę o piątej. Dlaczego nie.... W końcu to się zmieni.
Jak to usłyszałam

"jak skończysz doktorat i weźmiesz się za UCZCIWĄ robotę" :P


Kocham Ich, naprawdę. 

Trzeba kogoś kochać i wiedzieć, że ktoś nas kocha i wspiera tak naprawdę.

Jestem za to wdzięczna...
za codzienność, za powtarzanie dowcipów, wymienianie się plotami, przekomarzanki nad kawą. 
Nawet za to, jak pójdę spać gdzieś nad ranem a któreś z Nich przyjdzie o 9(no jak się pójdzie spać po drugiej to sobota o 9 to jeszcze pora spania) i dopytuje się czy żyję :P

Mam takie szczęście. Dostałam od życia i Boga tak wiele, a tak rzadko pamiętam by to docenić!!


Teraz, w tej chwili jestem szczęśliwa, zmęczona z perspektywą dobrej godziny czytania, z tymi których kocham najbardziej na świecie, obok, na wyciągnięcie głosu. 

Boże dziękuję!!